Góry? Jakie góry?

Ano właśnie, nie wiem czemu, panuje przekonanie, że w Anglii gór ci brak. Jednak kiedy w głowie znów kołaczą się myśli „szkoda, że nie mieszkam w Polsce, pojechałabym w góry” i znów to dziwne ukłucie żalu pojawia się w sercu, zamykasz oczy i widzisz ten piętrzący się krajobraz, to myślisz sobie „dajcie mi tu jakieś góry, biorę plecak i idę…”.

Jako że Anglia- kraj mlekiem i miodem płynący 😉 , góry też ma! I to jakie! W krainie jezior nawet. Otóż mowa tu o Lake District- parku krajobrazowym na północnym- zachodzie Anglii w hrabstwie Cumbria. Gdybym miała wybrać dowolne miejsce w Anglii do zamieszkania na stałe, bardzo poważnie brałabym pod uwagę ten region. Zgodzę się, nie są to nasze Bieszczady z połoninami, Tatry, gdzie można zdobyć 2-tysięcznik, ani mój ulubiony, dziki Beskid, ale góry te bez wątpienia są piękne, jakże inne od polskich a dzięki obecności jezior, zyskują magiczny, niepowtarzalny charakter, co potęguje efekt wow. Moim skromnym zdaniem, wizyta tam to konieczność, nie tylko, jeśli mieszkacie w UK i nie tylko, kiedy, jak ja, jesteście entuzjastami gór wszelakich.

Przekopałam internet w poszukiwaniu inspiracji na wyjazd, łatwo nie było, no bo po pierwsze, wyprawa z 5 latkiem a po drugie, sama podróż zajmuje pół dnia, także z 4-dniowego wypadu zostają dwa dni chodzenia po górach. Czuje ogromny niedosyt, bo Scafell Pike (najwyższy szczyt w Lake District, a zarazem Anglii, 978 m n.p.m) nadal nie zdobyty, ale liczyliśmy się z tym, bo dla naszego dziecka to była pierwsza wędrówka w góry. Wrażenia niesamowite, chyba na zawsze zapamiętamy jego radość, kiedy wdrapał się na szczyt! Było to jedyne 335 m n.p.m (Loughrigg Fell), ale widok powalał i świetnie można było dostrzec te wyższe partie gór.


*W filmie Jasiek śpiewa piosenkę (z filmu The LEGO® Movie), „Everything is awesome, everything is awesome, when you’re part of a team” (tł. Wszystko jest super, wszystko jest super, gdy jesteś członkiem drużyny),
po czym pytam: Kto jest zwycięzcą? A on krzyczy: Ja, Ja, Ja 🙂

Trasę na pierwszy dzień pobytu udało mi się zaplanować wcześniej,  a to dzięki świetnej stronie, na którą się natknęłam podczas poszukiwań. Jest to niesamowity zbiór wędrówek pieszych pewnego pana o pseudonimie The Walking Englishman, który przeszedł Wielką Brytanię wzdłuż i wszerz. Na stronie możemy znaleźć trasy w najpopularniejszych parkach narodowych i innych obszarach pieszych wędrówek w UK! Wszystko świetnie opisane, podany czas trwania i stopień trudność danej trasy, dodatkowo uzupełnione o fotorelację. Poza tym można ściągnąć plik GPS czy Google Earth z mapą, oczywiście wszystko za darmo.

Mój wybór padł na okolice Rydal Water i wyżej już wspomniany szczyt Loughrigg Fell, sugerowałam się czasem (2-3 h), długością (ok. 8 km) i stopniem trudności (umiarkowany). Zważywszy na to, że miał to być swego rodzaju test dla Jaśka, brałam pod uwagę, że czas wędrówki może się wydłużyć. Daliśmy radę! Trasa niesamowita, wzdłuż jeziora, w trakcie podejścia ukazało się kolejne a na szczycie niesamowity widok na wyższe partie i całą okolicę. Z racji tego, że był to październik,  a dzień piękny, ciepły i słoneczny, gama kolorystyczna wokół urzekłaby każdego 🙂  W ogóle, myślę sobie, że lepszej pierwszej wędrówki dla Jaśka nie mogliśmy sobie wymarzyć, aby zaszczepić w nim pasję. Było tak, jak to w górach być powinno i strome podejście i cudowny widok na końcu, który wszystko rekompensuje. A! No i kanapki 😀
Tak jak przewidywałam, droga zajęła nam więcej czasu, a co najlepsze nawet udało nam się trochę pobłądzić! To znaczy, właściwie za nic nie mogliśmy znaleźć zejścia z góry, nie wracając tą samą drogą. Wszystko przez to, że angielskie trasy są nijak oznakowane. Takie ot tabliczki, strzałeczki od czasu do czasu i koniec. W takich momentach bardzo tęsknię za polskim oznaczeniami szlaków w górach, są na prawdę bez porównania, w sumie dlatego, że są 😉  W rezultacie całą trasę trochę skróciliśmy, wyszło ponad 6 km. Poniżej kilka zdjęć i mapka (plik GPX- do pobrania).

Pobieranie

 

Nadszedł dzień drugi… kompletnie inny. Jak już zdążyliśmy zauważyć, największe szczęście to trafić na fajną pogodę podczas wyjazdu. Niestety i tym razem wyszło z pogodą pół na pół. Wstajemy rano- mgła. Zjedliśmy- mgła. Siedzimy i myślimy, co tu robić, skoro taka MGŁA. Gór nawet nie ma szans zobaczyć, widoczność na 10 m. Pada…
No, ale nic, szybko wybraliśmy trasę (okolice Far Sawrey), plecaki, kurtki, buty mamy dobre, z cukru nie jesteśmy… Trasa miała być krótka, spacerowa niemalże, wyszło ponad 7 km. Mogę sobie tylko wyobrazić, patrząc na mapę, jakie byłyby widoki przy innej pogodzie, ale nawet w tych średnio dobrych warunkach i tak było fajnie! Zupełnie inaczej, trochę jak z filmu grozy, ciemno, głucho i ponuro, za to zieleń najzieleńsza 🙂  Mgła na jeziorze, piękny, mroczny las i pola z długimi kamiennymi murkami, grunt to się nie zniechęcać i myśleć pozytywnie.

Pobieranie

 

Podsumowując… Lake District to dla mnie Top UK, to co widzieliśmy to dosłownie namiastka, bardzo bym chciała jeszcze tam wrócić, w wyższe partie gór i na dłużej, bo jest rzeczywiście niesamowicie. A i jeszcze jedno, naprawdę cieszę się, że udało nam się wybrać do krainy jezior o tej porze roku, bo jak mawia tekst jednej z harcerskich piosenek „jesienią góry są najszczersze..”

Po więcej zdjęć zapraszam jak zawsze do GALERII.

Pozdrawiamy i do następnego 😉

 

2 komentarze

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *