Z jednej emigracji na drugą
Dostaję dużo pytań, jak nasze dziecko poradziło sobie z przeprowadzką do nowego kraju, jak odnalazł się w nowej sytuacji, jak podoba mu się w szkole itd. W czasie takich życiowych zawirowań nie jesteśmy w stanie zupełnie wykluczyć stresu u małego człowieka, ale można sprawić, by nie był to dla niego ogromny wstrząs. Każde dziecko jest inne i nie ma jednego genialnego przepisu na idealną przeprowadzkę z dzieckiem. Mogę jedynie napisać, jak wyglądało to u nas, bo myślę, że na tej płaszczyźnie, poradziliśmy sobie całkiem nieźle, bo Jaś niesamowicie dobrze przeszedł zmianę kraju i adaptację w nowym miejscu. Szczerze? Mimo iż wierzę w swoje dziecko i znam je niemalże na wylot, nie sądziłam, że pójdzie mu aż tak dobrze.
Na pewno miało na to wpływ wiele czynników i działań z naszej strony, które wdrażaliśmy w życie, jednak nie da się ukryć, że los nam sprzyjał i dzięki temu wszystko wydarzyło się całkiem naturalnie. W trakcie pierwszej przeprowadzki z Polski do UK Jaś miał niespełna 2 lata, więc w zasadzie odbyło się to bez żadnego problemu. Kiedy nadszedł moment przeprowadzki do Kanady, właśnie skończył 6. To już mały, myślący człowiek, który również ma swoje problemy życia codziennego, chodzi do szkoły, powoli nawiązuje już pierwsze znajomości, więc w tym wypadku trzeba pomyśleć, w jaki sposób najłagodniej może przejść zmianę środowiska. Zatem jak wyglądało przygotowanie naszego syna? Poniżej kilka kwestii, na których skupialiśmy się najmocniej.
Rozmowy, rozmowy, rozmowy…
Uważam, że to najważniejszy czynnik. I tu nie chodzi o jedną rozmowę, na zasadzie „słuchaj synu, wyjeżdżamy, przeprowadzamy się…”. U nas trwało to miesiącami. Jak tylko wiedzieliśmy, że nie chcemy zostać w UK na stałe, a było to jakieś 1,5 roku przed wyjazdem do Vancouver, to Jaś miał powtarzane, że nie będziemy tu zawsze mieszkać, że przyjdzie taki dzień, że wyprowadzimy się do nowego kraju. Wtedy najczęściej pytał gdzie i czy mówi się tam po angielsku 🙂 Niezależnie od tego, jak wyglądały nasze plany wyjazdowe (a bywało jak w kalejdoskopie), bo np. Wojtek miał rozmowę w Stanach, albo brał udział w konkursie LookSee Wellington do Nowej Zelandii (więcej o naszych dylematach możesz poczytać we wpisie „Uważaj, o czym marzysz, bo może się spełnić”), Jasiek zawsze był na bieżąco. U nas w domu dużo rzeczy omawia się wspólnie i jeśli coś się dzieje, wiedzą o tym wszyscy. Wiadomo, sześciolatek nie podejmie ważnych decyzji, ale liczymy się z jego zdaniem i zawsze chcemy znać jego punkt widzenia, dlatego takie rozmowy nie odbywają się tylko „za zamkniętymi drzwiami”, kiedy dziecko idzie spać.
Palcem po mapie
Staraliśmy się poznać każdy kraj, który akurat był u nas na tapecie. Za każdym razem wyglądało to podobnie, braliśmy mapę i robiliśmy rozeznanie, gdzie leży dane państwo, ile się leci, czy są tam góry, wodospady, wulkany, jakie charakterystyczne zwierzęta, czy będzie lato, czy będzie śnieg itd. Czyli zasadniczo to, co może interesować sześciolatka. Nie ukrywam, że sama kocham mapy i są dla mnie podstawą do planowania wszystkiego i staram się Jaśkowi też to przekazać. Nad jego biurkiem od dawna już wisi mapa świata a świetną książką do poznawania krajów i kultur są „Mapy” wyd. Dwie siostry. Jaś też codziennie przed szkołą oglądał bajkę „Go Jetters” na angielskim CBieebies. Bohaterowie w każdym odcinku udają się w inne miejsce na świecie i muszą wykonać jakąś misję ratunkową. Uważam, że bajka jest genialna i niesamowicie poszerzyła mu horyzonty. Kiedyś moje dziecko przychodzi do mnie i mówi, że chciałoby zobaczyć Wieżę Eiffla i Statuę Wolności, że wodospad Niagara to jest częściowo po stronie Kanady a częściowo USA. A kiedy przechadzaliśmy się po IKEI, pokazuje na zdjęcie w jednej aranżacji i mówi „zobaczcie, to Taj Mahal”. Cieszy mnie to niesamowicie, bo uważam, że ciekawość świata jest strasznie fajna.
Pozytywne myślenie
Staraliśmy się skupiać się plusach. Świat dziecka wygląda zupełnie inaczej, dla niego często mają znaczenie zupełnie inne rzeczy. Jeśli chodzi o Kanadę, Jaś cieszył się z tego, że będzie tam śnieg, bo on śniegu nie pamięta. Plusem było to, że są góry, bo był w górach tylko raz, w Anglii w Lake District, ale podobało mu się i był strasznie dumny, kiedy zdobył szczyt. Dodatkowo plaże, które też uwielbia, mieszkając na samym południu Anglii, często bywaliśmy na plaży po kilka godzin i nigdy się nie nudził. Ok, to wszystko dla nas dorosłych też jest na plus. Jednak moje dziecko widzi jeszcze inne, np. nie musi do szkoły zakładać mundurku, tylko może ubrać, co chce. Kto by pomyślał, że to jest istotne dla sześcioletniego chłopca, ale tak- jest, bo może ubrać koszulkę Lego Ninjago, a ona przecież jest cool 🙂
Jeśli chodzi o to, co zabraliśmy z UK, to sami praktycznie wszystko sprzedaliśmy, ale książki Jasia (po wielkich kłótniach z mężem 😉 ), worek lego, komiksy i kilka ulubionych zabawek przyleciały z nami. Gdybyście widzieli jego szczęście, gdy paczki dotarły, pół dnia rozpakowywał się w swoim pokoju i myślę, że wtedy dopiero poczuł się jak w domu, bo powiedział, że ma już wszystko.
Język
Od początku braliśmy pod uwagę tylko kraje anglojęzyczne, ze względu na Jasia także. Właściwie, to nie miał z tym problemu, że będzie musiał zmienić szkołę, byleby mówiło się tam po angielsku. Nasze dziecko dość naturalnie nauczyło się tego języka. Gdy miał 2 lata, zaczął mówić w ogóle. Kiedy skończył trzy, poszedł do angielskiego przedszkola, gdzie przez pierwsze pół roku, nie mówił prawie nic po angielsku, tylko osłuchiwał się. W UK skończył jeszcze dwie klasy w szkole, więc mówi płynie, ale też świetnie czyta i pisze w tym języku. Angielski brytyjski i kanadyjski różnią się między sobą, nie tylko akcentem, ale także nazewnictwem niektórych rzeczy. Jaś po przyjeździe sam wyłapywał różnice i często o nich rozmawialiśmy. Np. toaleta w UK to ‚toilet’ a tutaj to ‚washroom’. Przerwa na zabawę w szkole w UK to był ‚play time’ a tutaj maja ‚recess’. W Kanadzie dzieci mają ‚gym’, czyli wychowanie fizyczne a w UK było ‚PE’ (Physical Education). W Anglii gumka do ścierania to ‚rubber’ a tutaj ‚eraser’ itd. Jasiek, kiedy wracał ze szkoły, zawsze mi opowiadał, co ciekawego zauważył i widziałam, że było to dla niego interesujące, ale też miał z tego niezłą zabawę 🙂
Wiem jednak, że język jest to bardzo ciężka sprawa, która przysparza dużo stresu i nam i dzieciom, zwłaszcza kiedy przeprowadzamy się z Polski, a szczególnie ze starszymi dziećmi. Pisała o tym Kasia z bloga „Kanada się nada” we wpisie „Jak się NIE przygotowywać na emigrację z dzieckiem do Kanady”. Pisze tam też o innych błędach, których my na szczęście nie popełniliśmy, ale sądzę, że mieliśmy zdecydowanie łatwiej, bo w naszym wypadku to kolejna emigracja a oni przeprowadzali się z Polski. Polecam poczytać wszystkim, którzy planują emigrację z dzieckiem. Lepiej uczyć się na cudzych błędach i korzystać z czyjegoś doświadczenia, jeśli to choć trochę miałoby złagodzić ten „przeprowadzkowy” stres u naszych dzieci.
Najlepszy moment
Udało nam się to wszystko zorganizować w idealnym dla niego czasie. W głębi duszy marzyłam, żeby nie wyrywać Jaśka w ciągu roku szkolnego i nie przyprowadzić go do nowej, zgranej już klasy, gdzie nauczycielka powie „a to jest nowy uczeń Jaś, będzie z nami w klasie”. Nie wiem czemu, ale stresowałam się na samą myśl. Mieliśmy ogromne szczęście. Szkoła Jaśka w Anglii kończyła się 21 lipca, Wojtek zaczynał pracę w sierpniu, więc kiedy wylądowaliśmy w Kanadzie 1 sierpnia, wiedziałam, że spędzę z Jaśkiem cały miesiąc na odkrywaniu miasta. Poznawaliśmy okolicę, zobaczyliśmy jego przyszłą szkołę i plac zabaw. Kupiliśmy karty komunikacji miejskiej i jeździliśmy to do parku, to na plażę. Później zapisaliśmy go do szkoły, kupiliśmy nowy plecak i nowy lunch box (pudełko na posiłek do szkoły), i wiecie co? On nie mógł się już doczekać tej nowej szkoły, był ciekawy jak tam będzie, chciał poznać nowych kolegów, sprawdzić, czy też podobnie jak on lubią lego, superbohaterów itd. Pierwszego dnia szedł lekko poddenerwowany, ale chętnie i z uśmiechem na twarz. Moje serce się radowało, a rozum podpowiadał mi, że kurcze dobrze to ogarnęliśmy :).
Następnym razem napiszę trochę o samej szkole, jak wyglądało to w UK, a jak wygląda tutaj, zarówno z perspektywy rodzica, jak i dziecka. Gorąco życzę wszystkim rodzicom, aby tak jak my, łagodnie przeszli przez ten proces zmiany środowiska dziecka. Emigracja to temat trudny i złożony, my dorośli często nie jesteśmy w stanie mu sprostać. Pomimo tego, że dzieci adaptują się łatwiej, to nimi też często, gęsto targają emocje. Niektóre czynniki zupełnie nie zależą od nas, ale jeśli wiesz, że możesz coś zrobić (np. zapisać na dodatkowe lekcje języka), to zrób to i nie licz, że jakoś to będzie. Rozmawiaj, wspieraj i bądź przy nim. Może i nie będzie łatwo, bo daleko od dziadków, od rodziny w Polsce, ale mimo wszystkich tych minusów emigracji bardzo wierzę, że to właśnie dzięki tej decyzji nasze dziecko wyrośnie kiedyś na otwartego, tolerancyjnego i ciekawego świata człowieka a jego życie będzie pełne możliwości.
Dzięki! Do następnego! 😉
Cześć, super blog 🙂 wybieram się do USA na 3 tyg w czerwcu z 9 miesięczną wtedy już córką. Trochę się obawiam przestawienia czasowego u niej, bo ja tam pal licho. Podoba mi się Twoje podejście, chciałabym zwiedzić cały świat. I również zastanawiam się nad przedszkolem dwujęzycznym dla 4 latka, nie wiem czy już go zacząć męczyć 🙂 angielskim czy jeszcze trochę poczekać? Mieszkamy w Polsce.
Cześć Angelika! Cieszę się, że Ci się tu podoba 😉 Jeśli chodzi o zmianę czasu, to nie mam doświadczeń z takim maluchem, ale myślę, że na pewno będzie miała trochę rozregulowany tryb dnia. Szczerze, to nie wiem, jak wyglądają dwujęzyczne przedszkola w Polsce, ale moim zdaniem język angielski to podstawa, więc im wcześniej, tym lepiej 😉 Gdybyśmy mieszkali w Polsce, na pewno byśmy kładli spory nacisk na naukę angielskiego Jaśka!
Dzięki za komentarz!