Mieszkanie w Vancouver

SZUKANIE MIESZKANIA

Oferty mieszkań w Vancouver zaczęłam przeglądać od razu w sobotę, czyli na drugi dzień po decyzji o przeprowadzce. Skupiłam się na stronie Craiglist, czyli portalu ogłoszeniowym, gdzie można znaleźć oferty zarówno agencji nieruchomości, jak i od osób prywatnych. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że nie było to łatwe zadanie. Zważywszy na to, że nigdy w Vancouver nie byliśmy, nie znaliśmy tego miasta zupełnie, żadne z nas nawet nie było w Kanadzie! A dodatkowo, no cóż, znajdując się w odległości 7,5 tys. km, trudno jest umówić się na oglądanie lokum, a z racji różnicy czasu nawet komunikacja z potencjalnym wynajmującym może trwać.

Czytałam blogi, fora dyskusyjne, rady i porady i w zasadzie to postanowiliśmy, że nie chcemy mieszkać w downtown (ścisłe centrum miasta). Rozważaliśmy opcję, żeby coś wynająć na pierwszy miesiąc a później poszukać czegoś docelowego, jednak ze względu, że w Vancouver jest rejonizacja szkół, nie mogliśmy zapisać Jaśka do szkoły, w sumie nie znając przyszłego adresu. Postanowiliśmy zaryzykować i wynająć coś w ciemno, tzn. nie oglądając wcześniej mieszkania, bazując jedynie na zdjęciach z ogłoszenia i opisie właściciela. Jednak mieliśmy spore obawy, jak ktoś może na tyle zaufać i wynająć mieszkanie jakimś ludziom po drugiej stronie oceanu, nie znając ich i nie widząc wcześniej, w sumie również tak samo w ciemno. I tu jakże pozytywnie Kanada znów nas zaskoczyła.
Zrobiłam rozeznanie cenowe, orientowałam się, jakie mniej więcej są odległości do pracy Wojtka i wiedziałam też, że rynek wynajmu jest naprawdę trudny. Jest drogo, bardzo drogo a najlepsze oferty znikają błyskawicznie.

Opcji na pierwsze lokum było kilka:

  • Basement, czyli piwnica. Wiem, brzmi dziwnie, no bo jak, w piwnicy trzyma się przecież ziemniaki, słoiki i ozdoby świąteczne, prawda? Tutaj jednak jest to bardzo popularne, ludzie przerabiają sobie piwnicę w domu na mieszkanie z osobnym wejściem. I naprawdę może to być zrobione na bardzo wysokim poziomie. To zależy od domu, czy mieszkanie znajduje się równo z poziomem powierzchni ziemi, ale może też poniżej, czyli dociera tam mniej lub więcej światła. Kolejny minus jest taki, że zazwyczaj górę zamieszkuje właściciel. No co kto lubi, ale dla nas na nie.
  • Houses, czyli domy jednorodzinne, mniejsze i większe, typowo kanadyjskie, ale i te bardziej nowoczesne. Jednak oferty takie pojawiają się sporadycznie, przynajmniej te w przyzwoitym zakresie cenowym 🙂
  • Townhouse, czyli mieszkanie w domu szeregowym, najczęściej piętrowe z kawałkiem ogródka- za drogo jak dla nas. Jest to jednak ciekawa alternatywa dla domu jednorodzinnego.
  • Condo (apartament), czyli mieszkania w bloku. Takie mieszkania znajdują się zazwyczaj albo w wysokich apartamentowcach, albo w niskich kilkukondygnacyjnych budynkach. Takiego właśnie postanowiliśmy szukać. Apartamenty są droższe niż mieszkania w basement, ale tutaj jesteśmy bardziej niezależni.

NASZE MIESZKANIE

Jakie mieliśmy wymagania? Dwie sypialnie (tutaj, podobnie jak w UK, zawsze podaje się ilość sypialni, nie licząc living room, czyli dużego pokoju, salonu, czy pokoju gościnnego, jak to w Polsce nazywamy). Dodatkowo chciałam, żeby pralka była w mieszkaniu. Domyślam się, że może wydawać się to śmieszne, ale tak, często pralnie są w budynkach i można z nich korzystać za dodatkową opłatą. Trzecie kryterium, to żeby Wojtek miał w miarę łatwy dojazd do pracy, w granicach 30-40 min komunikacją miejską. I w zasadzie tyle. Oczywiście wszystkie inne rzeczy też miały znaczenie, jaki standard, czy jest balkon, jaki widok z okna itd., ale to były takie główne założenia, którymi się sugerowaliśmy.

Czasem sobie myślę, jakie to jest niesamowite, ile mamy szczęścia i jak bardzo naszym życiem rządzi przypadek. Ofertę, która nam odpowiadała, znalazłam w niedzielę. Mieszkanie było dostępne od sierpnia, czyli dla nas idealnie. Wojtek napisał, czy jest możliwość wynajęcia tak na odległość, że dopiero przylecimy, że on dopiero zacznie pracę… Właściciel odpisał, że nie ma problemu, że właściwie to ma kilka osób zainteresowanych mieszkaniem, ale mamy szczęście, bo napisaliśmy pierwsi. To dzięki różnicy czasu, on wrzucił ogłoszenie w nocy, a u nas w UK był już dzień, czy to nie wspaniały zbieg okoliczności, kiedy nagle okazuje się, że to, co miało być problemem, zadziałało na naszą korzyść! Muszę przyznać, że całe podejście właściciela i komunikacja z nim, zrobiła na nas tak dobre wrażenie, że byliśmy w stanie mu zaufać w ciemno, tylko na podstawie wymienionych maili. Jedyny sposób, w jaki chciał nas sprawdzić, to poprosił o wysłanie kontraktu Wojtka, który potwierdzał jego zatrudnienie i zarobki. To tyle.
Wysłał nam dodatkowe zdjęcia mieszkania i jego plan, opisał jak wygląda okolica, że jest dobra komunikacja z centrum, że blisko jest szkoła, na dole sklep spożywczy, drogeria z apteką i kawiarnia. A samo mieszkanie, no cóż, okazało się dla nas bardziej niż idealne, bo o niektórych rzeczach nawet nie marzyliśmy.  Znajduje się na czwartym i ostatnim piętrze, w budynku z 2011 roku. Jest niemeblowane, jednak posiada wszystkie sprzęty AGD. Ma salon z aneksem kuchennym (lodówka, kuchenka, zmywarka), łazienkę, dwie sypialnie, z czego główna ma osobną, dodatkową łazienką. Mamy także pralkę i suszarkę (moja nowa miłość), mnóstwo szaf i schowków do przechowywania rzeczy, oraz balkon. Do mieszkania przynależy miejsce parkingowe w garażu podziemnym, stanowisko na rowery i komórka lokatorska.

Jednak największą jego zaletą jest widok z okna. Widok, który chyba nigdy mi się nie znudzi, którym zachwycamy się każdego dnia, jeśli pogoda łaskawa. Widok, o którym nigdy nawet nie marzyłam, no dobra marzyłam, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek przyjdzie mi mieć taki na co dzień! Absolutnie wspaniały.

Podpisaliśmy umowę mailowo, tzn. on podpisał, przysłał skan, my podpisaliśmy, odesłaliśmy skan. Mało tego, umówiliśmy się, że zapłacimy za wynajem i depozyt dopiero po przyjeździe, bo on rozumie, że mieszkania nawet nie widzieliśmy, a poza tym taka przeprowadzka wiąże się z dużymi kosztami. W zasadzie to zaproponował, że depozytu to nie musimy tak od razu płacić, że możemy po miesiącu 🙂
Ten człowiek naprawdę starał się nam pomóc. Wiedział, że przylatujemy bez niczego, zaproponował, że jeśli chcemy kupić materace do spania, to możemy je zamówić do mieszkania. Jednak największym szokiem było dla nas to, że zaproponował, że wyśle nam klucze kurierem! Do UK! No przecież, 🙂 żeby nam było łatwiej, zaraz po przylocie udać się do mieszkania. W takich sytuacjach człowiek myśli sobie, czy to się dzieje naprawdę, czy to żadna ściema nie jest. Koniec końców jednak kluczy nie wysłał, bo poprzedni lokatorzy wyprowadzali się pod koniec miesiąca i istniała obawa, że paczka nie zdąży dotrzeć przed naszym wylotem. Wręcz przeprosił też, że nie może odebrać nas z lotniska, bo ma za małe auto, ale poradził, ile może kosztować taksówka i zapewnił, że będzie na nas czekał w mieszkaniu.
No Kanado, takie pierwsze wrażenie, mało kto potrafi zrobić. Jak tu cię nie lubić, skoro jeszcze nas tam nie było a ty już zaczęłaś spełniać marzenia 🙂

14 komentarzy

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *