Pierwsze wrażenia

Witamy w Kanadzie!

1 sierpnia 2017. Londyn Gatwick, wsiadamy w samolot do Vancouver. Start planowany na 9:51, lot ma potrwać ok. 10 godzin (bez przesiadek). Podróż pomimo tego, że długa, upłynęła bardzo przyjemnie i bez żadnych niespodzianek. Lądujemy po 12 w południe czasu lokalnego. Wszystkie procedury na lotnisku też przebiegają pomyślnie. Konieczne jest złożenie deklaracji, co wwozimy na teren Kanady, a później zostajemy skierowani do urzędu imigracyjnego w celu otrzymania naszych wiz. Tam odczekaliśmy w kolejce godzinę i po rozmowie z urzędnikiem oboje otrzymaliśmy work permit (pozwolenie na pracę) a Jaś visitor record (na tym druku zawarte jest pozwolenie na naukę na podstawie naszych pozwoleń na pracę 😉 ). Ponieważ przyjeżdżamy tu w ramach IEC, każdy z tych dokumentów zawiera jedną kluczową informację, mianowicie „musi opuścić Kanadę przed 31/07/2018”. Tak… więc legalnie możemy tu przebywać rok, ale udało się! Poszło sprawnie, no to zaczynamy nasz nowy, kanadyjski etap. Radość! 🙂

Vancouver wita nas ciepłym, sierpniowym dniem i… okropnym smogiem. Mleczne powietrze, widoczność marna, w każdym razie żadnych gór nie widać. Przylecieliśmy w czasie, kiedy lasy Kolumbii Brytyjskiej były trawione przez wielkie pożary. Smog utrzymywał się tygodniami. Lato jest tu ciepłe i suche, wszyscy czekali na deszcz, który choć trochę mógł oczyścić powietrze. W takich sytuacjach człowiek niewiele może w obliczu natury. Ja wiedziałam, że za jakiś czas to minie, ale szczerze nie zazdroszczę tym, którzy przyjechali tylko turystycznie, odwiedzić to piękne miasto, raptem na kilka dni. Góry wyłoniły się dopiero po 2 tygodniach, ale warto było czekać 🙂

Gdzie te góry? Widzicie, że nic nie widać? 🙁

Nowy dom

Kolejna kwestia to wynajęcie samochodu. Oczywiście zrobiliśmy wcześniejszą rezerwację i byliśmy pewni, że spakujemy walizki i pojedziemy do mieszkania. Niestety, kiedy jeszcze czekaliśmy w urzędzie imigracyjnym, Wojtek dostał maila, że nasza rezerwacja zostaje odwołana z powodu zbyt dużego obłożenia i nie ma wolnych samochodów! No cóż, sytuacja dziwna, poszliśmy do wypożyczalni wyjaśnić sprawę, no nie ma aut i koniec. Tu znów odczekaliśmy swoje, w wypożyczalniach tłumy, mnóstwo turystów, ale udało się wynająć samochód w innej. Normalnie w takiej sytuacji pewnie wzięlibyśmy taksówkę, pojechali komunikacją czy coś, ale potrzebowaliśmy samochód, bo w planach mieliśmy szybką wizytę w IKEI, aby kupić materace do spania.

Szybki telefon do właściciela, że już jedziemy, że 20 min i jesteśmy. Właściciel Hank, jak obiecał, czekał na nas pod blokiem. Pierwsze wrażenie na żywo zrobił równie dobre, jak mailowo. Wesoły, starszy pan kolo siedemdziesiątki, niezwykle miły, powitał nas słowami „witajcie w Kanadzie!”. To może banał, ale w UK nigdy tego nie słyszeliśmy a tutaj na każdym kroku! To niesamowite jak dwa słowa sprawiają, że czujesz się tu naprawdę mile widziany! Hank oprowadził nas po mieszkaniu, budynku, pokazał co, jak działa. Żeby wejść do bloku, potrzebujesz fob (pilot, klucz do otwierania), żeby wjechać na piętro, również potrzebujesz fob (możesz wjechać tylko na swoje piętro), a także, żeby otworzyć bramę do garażu, więc lepiej pamiętać i zabierać go zawsze ze sobą, ilekroć się opuszcza mieszkanie. Kolejną dziwną sprawą okazał się domofon, bo na dole jest a w mieszkaniu aparatu brak. Okazało się, że działa to trochę inaczej. Zgłasza się do administratora budynku numer telefonu, na który będzie domofon dzwonił, a za pomocą klawiatury numerycznej w telefonie otwiera się drzwi bloku i odblokowuje windę, która zawiezie na nasze piętro. Sprytne.
W kanadyjskim mieszkaniu/domu oczywiste jest posiadanie suszarki do ubrań (jeśli nie ma w domu to i tak korzysta się z nich w pralniach). Tutaj kupuje się po prostu zestaw: pralka+suszarka Już wcześniej pisałam, że suszarka stała się moją nową miłością. Nigdy więcej wieszania miliona białych skarpetek, w ogóle wieszanie prania to dla mnie najgorsza z domowych prac. Mogę odkurzać, prasować, ale wieszać prania nie cierpię. A teraz wyciągam cieplutkie, składam i tyle :).
Następną nowością był dla nas food disposal, czyli młynek w kuchennym zlewie, który mieli nam resztki jedzenia i różne inne organiczne odpadki, które wraz z wodą spływają do kanalizacji. Kolejne miłe ułatwienie, znane wcześniej z horrorów 🙂  zupełnie o tym zapomniałam, że to aż tak popularne w Stanach i Kanadzie. W końcu kto lubi wyciągać ze zlewu cytrynę z wylanej herbaty 😉
Kolejną ciekawą rzeczą jest zamawianie windy na przeprowadzkę. Sami tego nie robiliśmy, bo nie wprowadzaliśmy się z meblami itd., ale kiedy ktoś wprowadza się do budynku, zamawia windę. Należy zgłosić do zarządcy budynku i winda jest specjalnie wcześniej przygotowana, od góry do dołu obłożona specjalnym materiałem, żeby nic nie uległo zniszczeniu. Dodatkowo na czas wnoszenia mebli zjawia się ochroniarz, aby nikt niepożądany do budynku nie wszedł. Cieszy mnie to, odnoszę wrażenie, że bardzo dbają o budynek oraz o bezpieczeństwo lokatorów. Sami mieszkańcy, kiedy wchodzą/wychodzą, również pilnują, aby drzwi się za nimi zamknęły, a wyjeżdżając i wjeżdżając do garażu, każdy czeka, na zamkniecie bramy. Aha, zapomniałabym dodać, że Hank miał dla nas reklamówkę owoców i krakersy, ot taki miły powitalny prezent, bo pewnie jesteśmy głodni po podróży 🙂

Wszystko duże

To prawda, w końcu to Ameryka, tu jest wszystko duże. I choć to wiadomo nie od wczoraj, trzeba zobaczyć na własne oczy, żeby się przekonać, o co chodzi. Hank nas zostawił w nowym i pustym (!) mieszkaniu, byliśmy obłędnie zmęczeni podróżą, lotem a przede wszystkim różnicą czasu, bo właściwie w UK było właśnie grubo po północy. Wybraliśmy się jednak do IKEI po materace do spania. Był to zdecydowanie najdłuższy dzień w moim życiu, można powiedzieć podwójny 😉  W trakcie jazdy, pierwsze co rzuca się w oczy, to szerokie drogi, nieporównywalnie szerokie do tych w UK oraz ogromne auta z równie wielkimi silnikami, a jakże!
Kolejne zaskoczenie może pojawić się w sklepie, mnóstwo wielopaków, klasyczna kostka masła ma prawie pół kilo, nikogo nie dziwi ketchup 1,25 litra. Może masło orzechowe 2 kilogramy? Proszę bardzo. A jak wysłałam Wojtka po sok pomarańczowy to przytargał w baniaku prawie 4 litrowym 😀  Ciekawe jest również to, że praktycznie w każdym sklepie można kupić pierogi podobne do ruskich, są tu bardzo popularne. W sklepie pod domem mamy również gołąbki, kiszoną kapustę i ogórki, co prawda w słoiku, ale zawsze coś 🙂
Przy okazji zakupów, trzeba jeszcze zauważyć, że w Kanadzie ceny w sklepach są cenami netto. W zależności od prowincji należy doliczyć do nich podatek. W Kolumbii Brytyjskiej jest to 5% podatku GST (rządowy podatek od towarów i usług) i 7% podatku PST (podatek prowincjonalny od sprzedaży), więc cena przy kasie może nas ostatecznie zaskoczyć, jeśli nie braliśmy tego pod uwagę. Warto zaznaczyć, że nie zawsze doliczany jest podatek, to już zależy od produktu. Człowiek do wszystkiego potrafi się przyzwyczaić, teraz ta wielkość nie robi już na mnie wrażenia, z podatkiem również, zawsze jak patrzę na cenę, mam z tyłu głowy, że trzeba go doliczyć.

Beautiful British Columbia! 

Kanadyjczycy kochają swój kraj, a mieszkańcy Kolumbii Brytyjskiej doskonale zdają sobie sprawę i wręcz podkreślają to na każdym kroku, w jak pięknej prowincji mieszkają. Doskonałym przykładem jest to, że na tablicach rejestracyjnych samochodów widnieje właśnie ten napis: Beautiful British Columbia, czyli Piękna Kolumbia Brytyjska, czyż to nie jest fajne?

Vancouver jest jednym najbardziej zielonych miast na świecie, ale nie tylko, jeśli chodzi o bliskość przyrody. Władze prowincji bardzo dużą wagę przywiązują do recyklingu i segregacji śmieci. W UK mieliśmy trzy kosze na śmieci: ogólny, na śmieci do recyklingu oraz na szkło. Tutaj w budynku mieszkańcy segregują śmieci w następujący sposób:

  • papier i gazety
  • szklane butelki i słoiki
  • miks pojemników,
  • pojemniki refundowane (głównie opakowania po napojach),
  • odpadki organiczne (wszystko to, czego nie zmielimy w food disposal, np. skorupki od jajek, czy dynie po Hallowen 😀 ),
  • dodatkowo stoi kontener na złożone pudła kartonowe
  • no i na końcu pojemnik na śmieci „generalny”, jak nam się nie udało posegregować do wyżej wymienionych.

U nas w domu mamy cztery kosze na śmieci, resztę wynosimy na bieżąco. Jest z tym trochę zachodu, ale po pierwsze, czuję, że postępujemy właściwie, a po drugie na razie jesteśmy tu gośćmi i do niektórych zasad wypada się dostosować, szczególnie tych słusznych 😉

Oboje zgodnie stwierdziliśmy, że nie zaskoczyło nas wiele rzeczy. Dużo więcej wrażeń dostarczyła nam przeprowadzka z Polski do UK. Wiadomo, są dla nas pewne nowości, których człowiek wcześniej nie znał, nie widział, ale to kwestia przywyknięcia. Jedno co musimy przyznać, czujemy się tu naprawdę wspaniale, jeśli chodzi o ludzi. Choć uważam, że Brytyjczycy są najbardziej kulturalnym i uprzejmym narodem, to w Kanadzie ludzie są niezwykle otwarci i wyluzowani, co niewątpliwie ułatwia pierwsze kroki tutaj. Pisząc to, minęły cztery miesiące od naszego przyjazdu do Kanady i myślę, że zdecydowanie łatwiej jest się tu zadomowić niż w UK. Może dlatego, że większość tu jest przyjezdnych? W każdym razie, nie czujemy się tu niechciani, wręcz przeciwnie- bardzo swobodnie.

Pozdrawiamy! I do następnego 😉

 

7 komentarzy

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *