Przeprowadzka

SZOK
Przeprowadzka- jedno z bardziej stresujących wydarzeń w życiu. Odkąd wyprowadziłam się z domu rodzinnego 10 lat temu, przeprowadzałam się już 11 razy. Z czego raz do innego kraju i raz na inny kontynent. 😀  Wcale nie czuję, że to bułka z masłem, ale wiem też, że nie jest to sytuacja do nie do ogarnięcia. Zdaję sobie sprawę z tego, że choć byśmy, nie wiem jak byli przygotowani, nie obędzie się bez napięcia i nerwówki. Życie. Co więcej, jak zaliczasz się do osób, które cieszą się- to mało powiedziane, ekscytują się i jarają się jak pochodnia- to łatwo nie będzie. 🙂  No ja już tak mam. No, ale po kolei.
23 czerwca 2017 po kilku rozmowach z nową firmą, mój mąż przyjmuje ofertę pracy w Vancouver. W sumie najśmieszniejsze jest to, że nie odbyliśmy żadnych poważnych rozmów w stylu „za i przeciw”, zwyczajnie zadzwonili z propozycją, a on się zgodził. Wszystko dlatego, że od dawana już byliśmy przygotowani na taką sytuację. Właściwie to był piątek, a ja właśnie świętowałam urodziny koleżanki (pozdrawiam Ania), kiedy zadzwonił do mnie i oświadczył „zaproponowali mi pracę, a ja się zgodziłem”. Ok, więc mówię do dziewczyn” wiecie co, właśnie dostałam info, przeprowadzamy się do Kanady”. 😀  Ot tak, jakby to była oczywista oczywistość przecież.
Później okazało się, że ten szok trzymał się nas przez kilka dni. Przez kilka dni nie mogliśmy spać, jeść, w głowie milion myśli, jak to ogarnąć, chodzenie z kąta w kąt, nie zapomnę, jak stałam pod prysznicem i nagle zrozumiałam, że szoruję się odżywką do włosów. 😀

KOMPLIKACJE
Wojtek powiedział swojemu nowemu pracodawcy, że ma „miesiąc” wypowiedzenia. Nie wspomniał jednak, że to pełny miesiąc kalendarzowy (czyli cały lipiec). Nasze zdziwienie było niemałe, kiedy w poniedziałek dostał mailem nową umowę, w której to było napisane, że rozpoczyna pracę 17 lipca (w sumie to dalej nie wiem, jak oni to wyliczyli). Także tu zaczęły się pierwsze komplikacje. Mój mąż cały w strachu, że przecież na pewno już go nie będą chcieli, pisze do nich, że sorry, ale do końca lipca to ja muszę być w UK. Szybko jednak dostał odpowiedź, że rozumieją sytuację i zostanie wyznaczony nowy termin. Ponieważ ciągle nie wiedzieliśmy dokładnie, kiedy to będzie, nie mogliśmy przez to bookować biletów ani żadnego zakwaterowania w Vancouver.
Po dwóch dniach Wojtek otrzymał zmienioną umowę, że rozpoczyna pracę 3 sierpnia. I tu Kanada nas zaskakuje po raz pierwszy, że to poszło tak łatwo, że ludzie rozumieją takie sytuacje, idą na rękę bez najmniejszego problemu. Cieszymy się. 🙂  O tym, jak Kanada zaskoczyła nas po raz drugi, czyli o szukaniu mieszkania napiszę następny post.

5 TYGODNI- DUŻO CZY MAŁO?
W naszym przypadku 5 tygodni okazało się zupełnie wystarczające, jeśli chodzi o przeprowadzkę. Nie było łatwo, a był to wręcz najbardziej męczący i intensywny czas od kilku ostatnich lat (pewnie od czasu przeprowadzki z Polski 😉 ). Dobrze się złożyło, że informacje o tym dostaliśmy pod koniec miesiąca, oznacza to, że bez problemu mogliśmy wypowiedzieć umowy (te z miesięcznym okresem wypowiedzenia, np. internet)Dom- zgłosiliśmy do agencji, że chcemy się wyprowadzić, jednak z racji tego, że umowa najmu była do końca października, to musieliśmy zapłacić rekompensatę dla landlorda (300£) i za okres, kiedy nikt się jeszcze po nas nie wprowadzi (dom stał pusty przez pierwszy tydzień sierpnia). Mieliśmy szczęście, bo mieli prawo zażądać od nas opłat do końca okresu najmu, a tak skończyło się tylko na tym.
Z Wojtka pracą wiąże się kolejny szczęśliwy zbieg okoliczności. Od 1 sierpnia jego obecny dział miał być sprzedany innej firmie. W związku z tym pracownicy mieli wybór, jeśli chcieli przejść do nowego pracodawcy, podpisywali nową umowę, natomiast jeśli nie, musieli dopracować do końca lipca, a w ramach rekompensaty dostawali płatny miesiąc wypowiedzenia, czyli sierpień. Oczywiście lepiej nam się ułożyć nie mogło, bo w związku z tym Wojtek miał zacząć nową pracę w Kanadzie na początku sierpnia i dodatkowo otrzymać wynagrodzenie ze starej firmy również za ten miesiąc. 🙂  Świetna wiadomość! Szczególnie jeśli przyszło nam kupić bilety do Vancouver dla całej trójki w środku sezonu na 3 tygodnie przed wylotem, ahh bolało po kieszeni.
Jeśli chodzi o datę wylotu, zdecydowaliśmy się na 1 sierpnia. Plan był taki, że dzień wcześniej oddajemy klucze od domu, wynajmujemy auto i jedziemy na lotnisko, prześpimy się w hotelu i następnego dnia na spokojnie będziemy gotowi do lotu.

CO ZABIERAMY?
Postanowiliśmy, że zabieramy jak najmniej. Już raz przechodziliśmy przez to, choć teraz wiem, że do Anglii zabrałabym więcej, wysłała jeszcze kilka paczek, to tu zupełnie się to nie kalkulowało. Przeprowadzka międzykontynentalna, czy to drogą lotniczą, czy morską jest po prostu strasznie droga. Byliśmy na to przygotowani, dlatego celowo tanio meblowaliśmy mieszkania, z myślą, że i tak tych rzeczy trzeba będzie się pozbyć. Jednak jak sobie pomyślę o niektórych rzeczach, które musiałam oddać czy sprzedać to mimo wszystko ogarnia mnie smutek. Tak wiem to tylko przedmioty, rzecz nabyta, ale nic nie poradzę na to, że do niektórych się przywiązuję lub mam po prostu sentyment, bo wszystko to tworzyło nasz dom. Niektórzy mówią, zobacz jak fajnie, pomyśl, kupisz sobie wszystko nowe, ale ja to widzę trochę inaczej. Pierwszy raz „budowaliśmy” nasz dom po ślubie, po 3 latach sprzedaliśmy i oddaliśmy wszystko, drugi raz zaczynaliśmy w UK, żeby po 4 latach znów wszystko stracić. Tak, ja wiem, to tylko rzeczy. Czasem tylko, jak mi czegoś brakuje, myślę sobie, że w Anglii to miałam, a tu znów od nowa. Wojtek np. tęskni za autem, bo tu takich mało, bo tu inny rynek, a tamto było jego wymarzone i niezawodne, dla kogoś to może być śmieszne, ale ja go rozumiem, przecież też tak mam. 😉  Jedyne pocieszenie, że większość trafiła w dobre ręce, do rodziny i przyjaciół, niech im służą.
Sprzedaliśmy wszystkie meble, sprzęty, część rzeczy oddaliśmy, bardzo pomogli nam przyjaciele, którzy mnóstwo przygarnęli. Część wysłaliśmy do rodziny do Polski, wszystko to udało nam się zrobić w krótkim czasie. Poznaliśmy przy tym super ludzi, którzy np. przyjechali po stolik śniadaniowy, a koniec końców kupili od nas samochód, w dodatku umówiliśmy się na obiór już w ostatnich dniach naszego pobytu w UK. Mieliśmy dużo szczęścia, ale jak wiadomo, przyjaciół poznaje się w potrzebie i tak właśnie było i z nami. Ostatecznie do Kanady wysłaliśmy kurierem 7 paczek, po 20 kg każda. Większość to były książki Jasia, lego, dokumenty, zdjęcia i tyle, tyle zostało z życia w UK.

PROBLEM
Największym problem, który przysporzył nam masę stresu, było to, iż nasz syn nie miał paszportu! Nie to, że nie miał go w ogóle, tylko dlatego, że zbliżała się data końca ważności, chcieliśmy mu wyrobić nowy. Złożyliśmy wniosek na początku czerwca, wiec stary paszport został zabrany, a nowy miał być wysłany do nas pocztą dopiero 28 lipca! Niestety, tyle trwa wymiana paszportu polskiego w UK. Zupełnie nie można się było dodzwonić do wydziału paszportowego w konsulacie. Jedyne co udało mi się załatwić mailowo, że paszport będzie można odebrać tego dnia osobiście. Postanowiliśmy pojechać do Londynu kilka dni wcześniej, z nadzieją, że być może będzie można go już odebrać. 24 lipca paszportu nadal nie było, dodatkowo okazało się, że nigdzie nie jest uwzględnione, żeby go nie wysyłać. No cóż, byliśmy bardzo zdenerwowani całą tą sytuacją. Jedyne co udało się załatwić, to nr telefonu do pani, która mogła mi udzielić informację czy paszport już dotarł z Polski. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że jak nadal nie będzie paszportu to Wojtek poleci sam a ja z Jaśkiem przebookujemy bilety na inny termin.
Na szczęście 26 lipca dowiedziałam się, że paszport już jest do odbioru. Wojtek jeszcze tego samego dnia po niego pojechał. Była to dla nas niewyobrażalna ulga, bo cała ta sytuacja była niewątpliwie najbardziej stresująca podczas całej przeprowadzki. A tak, jest paszport, to wszyscy razem lecimy podbijać Kanadę!

Na przeprowadzkę nie ma jednego super sposobu. Dużo zależy od umiejętności organizacyjnych, planowania i zarządzania czasem. Zawsze wyskoczy coś nieprzewidzianego, co wprowadzi zamieszanie czy poczucie bezradności. Szybko trzeba wziąć się w garść i rozwiązać problem, bo tu liczy się czas. Fakt, znajomi bardzo nam pomogli, ale za to niektórzy ludzie nieustannie wyprowadzali nas z równowagi. Spokój, tylko spokój nas uratował. 😀
Mam tylko wielką nadzieję, że to był ostatni raz tak dalekiej przeprowadzki, bo to, że czekają nas następne, jest nieuniknione, ale jak wiadomo, trening czyni mistrza. 😉

To do następnego!  😉

2 komentarze

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *