To będzie wpis taki trochę osobisty bardziej. Nie o podróżach, nowych miejscach ani o formalnościach i innych przyziemnych sprawach.
O emigracji będzie. O tym, jak to jest spędzać kolejne święta, nasze piąte już, daleko od rodziny, wszystkich bliskich i przyjaciół. Z dala od ludzi, z którymi zwyczajnie chciałoby się być w tym czasie. Podyskutować, posprzeczać się, wina się napić albo posiedzieć sobie tak tylko.
Święta na emigracji nie są łatwe, ale można, a nawet trzeba znaleźć na nie sposób. Staramy się sprawić, by był to fajny czas dla naszej rodziny i aby nasz syn zawsze je dobrze wspominał.
Mimo iż nie jesteśmy rodziną katolicką, co roku obchodzimy święta, jest to dla nas ważny i wyczekiwany czas, który w głównej mierze kojarzy nam się z rodzinnym domem i dzieciństwem. Nawet ostatnio zapytałam Jasia, dlaczego tak bardzo lubi święta. Powiedział, że lubi choinkę, że tak ładnie dekorujemy dom, to, że jesteśmy razem i prezenty. I to właśnie w takiej kolejności wymienił. Myślę sobie, że to bardzo fajna odpowiedź jak na sześciolatka, no bo nie oszukujmy się, kto nie lubi prezentów. Jednak na pierwszym miejscu zawsze chodzi o TEN klimat, to właśnie za to lubimy święta najbardziej.
To jaki jest nasz sposób na fajne i udane święta?
⇒ Po pierwsze ubieramy choinkę i dekorujemy dom już w pierwszy weekend grudnia. Mieszkając w Polsce, to było zawsze zdecydowanie za wcześnie, jednak po kilku latach w UK i teraz w Kanadzie, na nikim to nie robi specjalnie wrażenia. Raz, że w sklepach świąteczny boom rozpoczyna się wraz z końcem Halloween a dwa, że choinki w domach widuje się już pod koniec listopada. Rekordowa była widziana przez nas w październiku, co może wydawać się mega dziwne, ale z drugiej strony, czy ktoś gdzieś napisał, że choinki nie możesz sobie nawet i cały rok trzymać, jak ci się podoba 😀 Zatem nam grudzień daje oficjalne przyzwolenie na dekoracje, choinkę i „Last Christmas” przez prawie cały miesiąc 😉
⇒ Po drugie pomagamy. Chęć niesienia pomocy nasila się szczególnie w okolicach świat, są to drobne sprawy, jak np. oddawanie produktów do banku żywności. Staramy się, aby nasz syn nie był wychowany w bańce mydlanej, żeby wiedział, że są ludzie, których nie stać na jedzenie, i że nie każde dziecko znajdzie Lego pod choinką.
⇒ Po trzecie mamy swoje małe tradycje, które staramy się podtrzymywać. Każdego roku pieczemy z Jasiem pierniki i dekorujemy je. Wypisujemy kartki, ja do rodziny i przyjaciół a Jaś do swoich kolegów. Staramy się nauczyć go, jak fajnie jest dawać i widzę, że czerpie z tego coraz większą radość. Kilka dni temu, wymyślił, że zrobi dla swoich przyjaciół tzw. „goodie bags”, czyli małe torby z prezentami. W każdej były pierniki, które sam pomalował i kartka, którą sam wypisał. Nie powiem, bo spędził nad tym trochę czasu, ale nie zniechęcił się i zrobił wszystko do końca. Co roku robimy też sobie rodzinną fotkę, która często widnieje na kartkach świątecznych, które wysyłamy. Ostatnio, kiedy malowaliśmy pierniki, usłyszałam od mojego dziecka wspaniałe słowa (zważywszy na to, że wylewny nie jest), powiedział, że jego mama i tata są „the best” (najlepsi), bo wszystko z nim robimy. Cieszę się, że to widzi i faktycznie staramy się poświęcać mu dużo czasu, bo zdaję sobie sprawę, że niektóre rzeczy, prawdopodobnie robiłby z jedną, czy drugą babcią albo jednym, czy drugim dziadkiem. Nie zastąpimy mu ich, ale choć trochę możemy sprawić, żeby nie był aż tak poszkodowany.
I punkt obowiązkowy to list do świętego Mikołaja. Nie uwierzycie, ale kanadyjska poczta odpowiada na listy, które dzieci wysyłają do Mikołaja. Właśnie Jaś otrzymał taki list, jest to dla niego ogromne przeżycie, a nie powiem, bo i ja się wzruszyłam 😉 Strasznie miła inicjatywa.
⇒ Kolejną kwestią jest jedzenie. Uwielbiamy świąteczne potrawy, kojarzą nam się z rodzinnym domem. Większość z nich robimy tylko na święta. Część to klasyka, jak bigos, śledzie czy krokiety. Niektóre przepisy wyniosłam z mojego domu, np. sałatka warstwowa z tuńczykiem, robiło się ją zawsze na święta a inne były tylko u Wojtka w rodzinie, np. smażone pieczarki z cebulą. Z tego miksu utworzyło się nasze własne, świąteczne menu, które lubimy i bez których święta, to nieświęta.
Na koniec dodam tylko, że lubimy te nasze święta, mimo że trochę „niepełne”, bo do pełni szczęścia brakuje nam bliskich zza oceanu. Jednak jest to czas, w którym odpoczywamy, wysypiamy się, czytamy, oglądamy wspólnie filmy, dużo filmów, urządzamy wędrówki do lodówki, a w tym roku planujemy także zobaczyć kilka nowych miejsc! Pogoda ma być cudna! Dwa dni temu spadł pierwszy śnieg w mieście. Jaś powiedział, że jego „dream came true”, co znaczy, że spełniło się jego marzenie. On śniegu nie pamięta, w ostatnią śnieżną zimę miał 1,5 roku, więc bardzo chciał zobaczyć, jak to jest. I wiecie co? Święta też mają być białe, my również cieszymy się jak dzieci, móc po kilku latach znów poczuć ten klimat. 🙂
A kto wie? Jeśli dalej Kanada będzie spełniała nasze marzenia, to może za rok spełni się kolejne?
Marzenie emigranta, o świętach w rodzinnym gronie.
Nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć Wam,
wspaniałych Świąt, takich, o jakich marzycie.
Dużo uśmiechu, zdrowia i spokoju. Dystansu do świata i ludzi.
Bądźcie dobrzy dla innych i doceniajcie, że macie siebie obok.
Spełniajcie marzenia, bo życie jest tylko jedno!
Pozdrawiamy!
Monika, Wojtek i Jaś!
…dziękujemy i….do zobaczenia na skype 😉
Zawsze! Zwłaszcza w nowej kamerze 😀
Śliczne zdjęcia. Fajne macie Święta, mimo, że bez całej rodziny. My też już z Mężem przywykliśmy do tego, że spędzamy je razem. Nie jest nam smutno. Cieszymy się, że mamy siebie!
PS. Nie wiem jak to jest, że wszyscy potrafią tak pięknie dekorować ciastka 😂 moje wyglądają jak po wojnie 😂
Dziękuję bardzo! Wspaniale! Ważne, żeby doceniać to co się ma. A w święta trzeba się cieszyć 😉
Dzięki, że zajrzałaś! Vancouver pozdrawia Manitobę!
ps. Z tymi piernikami, to myślę, że to kwestia lukru 😉 Absolutnie nie Twoja wina 😉