O marzeniach.
Wojtek zawsze miał wielkie marzenia. Kiedy był młodszy, chciał zostać piłkarzem, nie wyszło. Kiedy trochę podrósł i zmierzył się z realiami dorosłego życia w Polsce, z tym że czasem choćby nie wiem, jak chciał, ludzie podcinają skrzydła, rzucają kłody pod nogi, oszukują i utrudniają wszystko, zamarzył zamieszkać za granicą. Kiedy go poznałam (wciąż był młody 🙂 ), mimo iż z natury jest pogodną i wesołą osobą, był rozżalony na Polskę i od początku powtarzał, że chce wyjechać. Że Stany, Kanada, Australia, że jak najdalej. Oczywiście ja wtedy absolutnie o tym nie myślałam, nigdy wcześniej nawet mi do głowy nie przyszło, ażeby kraj mój ojców, dziadów i pradziadów opuszczać. Zawsze jakoś sobie radziłam, było jak było, raz lepiej, raz gorzej, ale przyznam, nigdy nie myślałam o emigracji.
Dopiero wspólne życie, pokazało nam, że wcale nie jest kolorowo. Póki oboje pracowaliśmy, przynosiliśmy do domu dwie wypłaty, było ok. Wspólne wyjścia, częste wyjazdy, żyjesz jak chcesz. Kiedy jednak pojawia się dziecko, nagle życie staje się sztuką wyborów. Wynajmujesz mieszkanie i wracasz do pracy, dajesz dziecko do żłobka i w sumie to już nie stać cię na to mieszkanie albo mieszkasz z teściami, zostajesz w domu z dzieckiem, jedną wypłatą i też w zasadzie nie stać cię na wiele. Od początku umówiliśmy się, że nasze dziecko zostanie w domu z mamą, więc wyszła opcja druga. I nawet dało się żyć. Ciasno, skromnie, serio dało się. Żyjesz spokojnie, wiążesz jakoś koniec z końcem, dopóki ktoś Cię nie oszuka albo nie stracisz, ciężko oszczędzonych pieniędzy. Frustruje cię, że w koło każdy każdemu coś załatwia, bo przecież życie w Polsce to głównie znajomości. A Ty chcesz żyć normalnie, uczciwie i samemu dojść do wszystkiego. Nie ma kto Ci załatwić mieszkania, dać pracy albo co gorsze, Ty tego wcale nie chcesz. Przyznam, że to najbardziej mi imponuje w moim mężu, cholerna uczciwość, ten upór i samodzielność.
W pewnym momencie czara goryczy się przelała, oboje już byliśmy bezradni i rozżaleni, więc padły słowa „to może, wyjedźmy”. Postanowiliśmy, że jak tylko Wojtek znajdzie pracę na odległość, pakujemy się i lecimy. I znalazł.
Dlaczego UK?
Ten, kto nas zna, ten wie, że przeprowadzka do UK była swojego rodzaju kompromisem. Wcale to był nasz cel, marzenie, nawet za bardzo nam to do głowy nie przyszło na początku. Celowaliśmy w Stany, tam jednak nie tak łatwo się dostać, nie mając wizy i szukając pracy na odległość. Za to rynek angielski sprzyjał nam bardziej, bo i zapotrzebowanie duże w Wojtka branży no i oczywiście nie trzeba pozwolenia na pracę. Także tak, UK to był kompromis. Wyprowadzka z Polski, ale też nie za ocean jeszcze. Więc od początku wiedzieliśmy, że to nie koniec.
W Anglii mieszkaliśmy cztery lata. Pierwszy rok, nowy kraj, ludzie, nowe wszystko, zderzenie z codziennością, odkrywanie, porównywanie. Po dwóch latach czuliśmy się już trochę jak u siebie. Wiedzieliśmy, jak to wszystko funkcjonuje i już trudniej było nas czymkolwiek zaskoczyć. Znaliśmy już cienie i blaski tego kraju, wiedzieliśmy, co nam się podoba a co nie i… że nie chcemy tu zostać na stałe.
To nie jest tak, że tam nam było źle. Wojtek miał dobrą pracę, Jaś szkołę, którą lubił, nikt nas nie okradł, nikt nie oszukał, mieliśmy znajomych, zwiedzaliśmy, odwiedzała nas rodzina, jeździliśmy na wakacje do Polski. Wiedliśmy takie spokojne, fajne życie, tylko ciągle było w nas to poczucie niespełnienia, że to jeszcze nie ‚to’. Każdy w życiu szuka czegoś innego, może przygody, wrażeń a może wciąż podąża za marzeniami. Ktoś, kiedyś mi powiedział, kiedy sobie narzekałam, na los, na niesprawiedliwość, na życie w ogóle, że „jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”, ale ja się totalnie z tym nie zgadzam. Jak się nie ma, co się lubi, to się za tym goni, walczy, dąży do celu, aż się to dostanie 🙂
Po 3 latach, Wielka Brytania przystąpiła do referendum w sprawie wyjścia z Unii Europejskiej i chociaż nikt w to nie wierzył, to Brexit stał się faktem. Niby nic się nie zmieniło, niby nic nam nie groziło z tego powodu, ale jednak nastroje zrobiły się niefajne, no cóż, było nam po prostu przykro, poczuliśmy się w jakimś stopniu niechciani. Dodatkowo w Europie co chwilę było słychać o kolejnym zamachu terrorystycznym. Ja wiem, że nie ma co popadać w paranoje, ale umówmy się, to nie jest już spokojne i bezpieczne miejsce, żeby budować spokojne, beztroskie życie. To był ten moment, trzeba jechać dalej.
Gdzie dalej?
Tym sposobem zaczęliśmy mocno szukać sposobu na wyjazd do Stanów, Kanady i Nowej Zelandii, oczywiście znów zależało nam, żeby Wojtek dostał pracę, będąc jeszcze w UK.
- USA- co roku rejestrujemy się, by brać udział w losowaniu o zieloną kartę, dodatkowo Wojtek wysyłał CV do firm, odpowiadał na oferty pracy w nadziei, że jakiś pracodawca zasponsoruje mu wizę H1B, na podstawie której moglibyśmy tam emigrować. W swojej branży i ze swoim doświadczeniem ma rzeczywiście duże szanse, jednak na pewno nie aż takie, jak ludzie, którzy są na miejscu i mają pozwolenie o pracę. (Zielonej karty nadal nie wylosowaliśmy, Wojtek nie otrzymał wizy H1B)
- Nowa Zelandia- piękny i bardzo odległy kraj, który na potęgę ściąga i zatrudnia wykwalifikowanych pracowników, również z branży IT. Na początku 2017 roku ogłosili program „LookSee Wellington” skierowany do specjalistów IT. Polegał on na tym, że wybierali 100 kandydatów, którym opłacali przelot i hotel na 4-dniowe targi pracy w Wellington w maju. Zainteresowanie było ogromne, zarejestrowanych zostało 48000 kandydatów! Po kilku selekcjach Wojtek trafił do 1000 wybranych. Niestety nie udało się dotrzeć do pierwszej setki, ale i tak uważamy to za ogromny sukces!
- Kanada- nie wiem, z czym Wam kojarzy się ten kraj, ale na pewno nie słychać o nim za wiele, wiec wnioskowaliśmy, że jest tam spokojnie, z racji swojej ogromniej powierzchni, jest w dużej części niezamieszkały. Dzika natura, ogromne przestrzenie, mnóstwo jezior, gór, lasów, no to niewątpliwie do nas przemawiało a i jeszcze, ciężkie i srogie zimy (może niekoniecznie tęsknimy za groźną zimą, ale za śniegiem na pewno ;)) Jeśli chodzi o próby emigracji do Kanady, podjęliśmy więcej kroków, ale o tym w następnym poście 🙂
Zatem do następnego! 😉